Wieczne Miasto po brzegi wypełnione jest wspaniałymi miejscami, zabytkami, piękną architekturą i dziełami sztuki, które po prostu trzeba zobaczyć. Każdy na pewno słyszał o Koloseum, Fontannie di Trevi, Forum Romanum czy schodach Hiszpańskich. A czy kiedykolwiek wpadły Ci „w ucho” nazwy takich miejsc, jak Quadraro, Ostia, Trastevere, EUR czy Eataly? Dowiedz się, jakie atrakcje czekają tam na Ciebie!
Jeśli zwiedzanie Wiecznego Miasta jeszcze przed Tobą, możesz pomyśleć – jest tam tyle zabytków, że wynajdywanie sobie nowych miejsc do zobaczenia jest zupełnie zbędne. Faktycznie, jeśli nie widziałeś/aś jeszcze Koloseum, Fontanny di Trevi, Forum Romanum, Panteonu czy Bazyliki św. Piotra, jak najbardziej zacznij zwiedzanie Rzymu właśnie od tych miejsc. Szerzej o nich pisałam w moim wcześniejszym tekście Rzym – co zobaczyć w stolicy Włoch?
Jeśli odwiedziłeś/aś już Wieczne Miasto, teraz pewnie zadajesz sobie pytanie „Co nowego można odkryć w Rzymie?”. Kiedy zaplanowałam, że spędzę tu cały tydzień, postanowiłam odpowiedzieć sobie (a teraz i Tobie 😊) na to pytanie. A oto efekty mojego turystycznego śledztwa:
Rzymska Ostia – morze, plaża i starożytne ruiny
W nadmorskiej dzielnicy Rzymu spędziłam cały dzień. Na nudę zdecydowanie nie narzekałam, choć de facto odwiedziłam tu tylko (i aż) trzy miejsca. Pierwszym z nich jest park archeologiczny Ostia Antica, w którym bez końca można spacerować po ruinach portowego miasteczka z czasów Imperium Rzymskiego. Z centrum włoskiej stolicy bez problemu dojechałam tu komunikacją miejską (polecam metro z przesiadką na pociąg). Pokonałam odcinek ok. 30 km w niewiele ponad 50 minut, więc jak na stolicę europejskiego miasta, nie straciłam dużo czasu na dojazdy. Wysiadłam na stacji Ostia Antica i udałam się w kierunku kompleksu archeologicznego, do którego prowadzi dobrze oznaczona droga.
Kiedyś miasto położone było nad Morzem Tyrreńskim (dziś jest ok. 3 km do linii brzegowej), a rzymscy władcy dokładali do funkcjonowania Ostii swoje małe cegiełki. Założył ją Ankus Marcjusz w 620 r. p.n.e., cesarz Klaudiusz zbudował tu przystań, za Hadriana powstał kanał łączący miasto z Tybrem. Nowoczesne (jak na tamte czasy) budynki użyteczności publicznej, powstały za sprawą Marka Aureliusza. Po latach świetności, miasto, w którym żyło nawet do 50 tys. osób, zaczęło podupadać. Po pierwsze dlatego, że po upadku Cesarstwa straciło na znaczeniu. Po drugie, ze względu na pogorszenie się jakości tutejszych terenów, które zamieniały się w bagna. Większość odkrytych ruin starożytnego miasta można zobaczyć dzięki… Benito Mussoliniemu, który nakazał je odkopać.
Na terenie starożytnego miasta zobaczyłam amfiteatr, miejskie termy, forum, starożytne grobowce w nekropolium, spichlerze, domy mieszkalne, najlepiej zachowany budynek kompleksu – Dom Diany – a nawet starożytną karczmę. W ruinach term Neptuna widoczne są też piękne, duże mozaiki. Kompleks wspaniale wygląda z góry, dlatego warto wejść np. na najwyższe „piętro” amfiteatru, żeby podziwiać wszystkie ruiny w formie panoramy. Kiedy już obeszłam zakątki starożytnej Ostii, jej wąskie uliczki, zachowane kolumny (zajęło mi to ok. 4 godziny i nie nudziłam się nawet przez sekundę), na końcu trasy czekało na mnie muzeum. W nim znajdują się rzeźby, starożytne wazy, posągi i płyty nagrobne.
Idąc z parku archeologicznego na stację kolejową, zauważyłam jeszcze jedno miejsce, do którego nie dane było mi wejść. Obejrzałam budynek tylko z zewnątrz. To stojący na Piazza della Rocca zamek papieża Juliusza II – potężna fortyfikacja wybudowana w 1486 roku z zaokrąglonymi ścianami i wieżą. Dziś mieści się tu muzeum ceramiki. Obok stoi stara bazylika św. Aurei ze skromną dzwonnicą. Wokół panuje bardzo przyjemny spokój i cisza, o które tak trudno w centrum Rzymu. Zachęcona tym widokiem, spacerowałam po wąskich uliczkach Ostii myśląc: „Tu jest pięknie!”. Niska zabudowa domów, których fronty są w różnych odcieniach czerwieni i brązu, z drewnianymi okiennicami, a dla kontrastu soczyście zielone rośliny – pnącza, palmy i kaktusy. Pod oknami obowiązkowo sznury z praniem. Urokliwe miejsce. Zdecydowanie warto tu zajrzeć!
Ruszyłam w kierunku stacji kolejowej i przejechałam 2 przystanki do Lido Centro. Wcześniej naczytałam się o tym, jakie nieszczęścia spotkają mnie, jeśli w sezonie wakacyjnym wysiądę na głównej stacji nadmorskiej dzielnicy Rzymu. Nie zniechęciłam się i nie żałuję. Nie zaskoczyły mnie obiecane na forach internetowych tłumy turystów. Naprawdę nie było tłoczno (może po prostu dobrze trafiłam). Krótkim spacerem dotarłam do Piazza dei Ravennati, niewielkiego placyku przy samej plaży, a stąd poszłam w kierunku 150-metrowego mola z platformą widokową na końcu. Wzrokiem od razu znalazłam niewielki pomnik Neptuna, który stoi na kamiennej „ścieżce” przykrywanej od czasu do czasu przez morskie fale.
Po spacerach i zwiedzaniu nadszedł czas na słoneczne kąpiele. Na początek dwie istotne informacje: plaże w Rzymie i całych Włoszech dzielą się na prywatne i publiczne. Piasek na plaży w Lido di Ostia jest ciemny i bardzo szybko się nagrzewa, konieczne są więc buty, żeby nie sparzyć sobie stóp.
Podczas plażowania chciałam mieć względny spokój (i tak pojawi się kilku sprzedawców, masażystów itp.), dlatego wybrałam plażę prywatną. Za miejsce na plaży (2 leżaki i parasol) zapłaciłam ok. 15 EUR (za cały dzień), a na terenie kompleksu dostępny był prysznic, przebieralnie, bar i restauracja. Jeśli chodzi o plaże publiczne, w Rzymie jest ich całkiem sporo. Pierwsza z nich znajduje się ok. 450 m od Piazza dei Ravennati, druga 300 m dalej. Jak wynika z moich doświadczeń, publiczne plaże są zdecydowanie bardziej zatłoczone i brudne, dlatego moim zdaniem warto zapłacić.
Po zwiedzaniu przyszedł czas na prawdziwie włoski relaks, czyli dolce far niente (słodkie nicnierobienie) w leżaku. Zamówiłam zimny napój, wyciągnęłam z torby książkę i oddałam się odpoczynkowi. Ach, dolce vita!
Ostia Antica i wiele innych, pięknych zakątków Rzymu (i nie tylko!) zobaczysz podczas wycieczki Jak Rzymianie!
Eataly – smaki Rzymu
Niedaleko centrum Wiecznego Miasta, przy Piazzale 12 Ottobre 1492 znajduje się miejsce, które stanie się mekką każdego miłośnika włoskich smaków. Motto tego miejsca, to You are what you Eataly (w wolnym tłumaczeniu – Jesteś tym, co jesz). Wnętrze pawilonu gastronomicznego (bo tak określiłabym to miejsce) w pełni oddaje sens tego zdania. Sklepy z włoskimi cukierkami i czekoladkami poukładanymi na półkach, wspaniałe babeczki i inne ciasteczka fantazyjnie przyozdobione kremem, czekoladą i świeżymi owocami, świeże warzywa, owoce morza równo poukładane na kruszonym lodzie, włoskie sery, wędliny i oczywiście wina. Zmysły już szaleją, a to dopiero początek!
Oprócz zrobienia wspaniałych zakupów, można też usiąść i oddać się degustacji wszystkich pysznych dań, jakie oferują tutejsze lokale. Spróbujesz tu wypiekanej w opalanym drewnem piecu pizzy z aromatycznymi dodatkami, jak sos pelati i ser mozzarella (uwielbiam klasyczną margheritę!). Napijesz się też włoskiej kawy w towarzystwie wspaniałych wypieków, zjesz doskonałe sałatki i różnego rodzaju mięsa, makarony, czy grillowane warzywa. W powietrzu unosi się zapach wielkiej kulinarnej przygody, a wszystko smakuje tu doskonale!
Jeśli chcesz zobaczyć, jak jada się w Rzymie (i całych Włoszech), koniecznie musisz tu zajrzeć. Po pierwsze dlatego, że wszystkie smaki Italii zostały tu zebrane w jednym miejscu. Panuje tu typowy dla tej części Europy klimat – spokój, relaks, brak pośpiechu i celebracja momentu, jakim jest posiłek. Ceny są porównywalne z tymi, w innych rzymskich restauracjach, a atmosfera panująca w Eataly jest niepowtarzalna.
Buon appetito!
Quadraro – stolica włoskiego street artu
Tutaj powinni udać się miłośnicy street artu i historii. Ta dzielnica Rzymu to stara enklawa klasy robotniczej, ale nie brakuje też śladów z dawniejszych czasów: akweduktów i rzymskich willi. Historia Quadraro silnie związana jest z II wojną światową. Wtedy to mieszkańcy dzielnicy byli znani z wrogiego nastawienia do faszystów, którzy nazywali Quadraro gniazdem osy, a w Rzymie mówiono nawet, że przed Niemcami można uciec albo do Watykanu, albo do Quadraro. Za tę postawę dzielnica zapłaciła w 1944 roku, kiedy w odwecie Niemcy odpowiedzieli mieszkańcom okrutnym nalotem wojsk. Niemcy niszczyli i rabowali okolicę, a ponad 1000 mężczyzn zostało przewiezionych do obozów pracy, skąd w większości nie wrócili. W 2004 roku, dzielnica otrzymała Złoty Medal za zasługi obywatelskie jako centrum najaktywniejszego i zorganizowanego ruchu antyfaszystowskiego.
Obecnie Quadraro to wielkie muzeum sztuki nowoczesnej na świeżym powietrzu. W największym stopniu przyczynił się do tego David Vecchiato, artysta street art, który w 2010 r. stworzył projekt MURe, do którego zaprosił twórców z całego świata. Od tej pory miłośnicy murali, podczas wizyty w Rzymie, obowiązkowo ściągają właśnie tutaj. Moim zdaniem najlepsze z nich można znaleźć przy Via dei Quintili, gdzie znajduje się m.in. mural przedstawiający wilczycę kapitolińską, Romulusa i Remusa, czyli mitologicznych założycieli Rzymu. Na malunku smutna wilczyca żegna chłopców, którzy oddalają się z walizkami, co ma symbolizować problem emigracji młodych. Niedaleko, na budynku nr 162 są też dwa przepiękne kolibry. Kolejnym dziełem, które szczególnie przypadło mi do gustu, jest mural umięśnionego zielonego dziecka i Myszki Mickey w masce gazowej namalowany w 3D na Via dei Pisoni.
Choć cały obszar Quadraro jest nieco zaniedbany i gdzieniegdzie malunki są powoli przysłaniane przez krzewy i trawę, to dzieła street artu, które tu powstały (i wciąż pojawiają się nowe) i historia dzielnicy, jako twierdzy przeciwko faszyzmowi sprawia, że warto ją zobaczyć. Jeśli lubisz podróżować poza utartymi szlakami i jesteś miłośnikiem tego typu sztuki – koniecznie zajrzyj do Quadraro.
Trastevere – romantyczny Rzym za rzeką
Zatybrze, bo tak po polsku nazywa się ta dzielnica Wiecznego Miasta, jest już nieco bardziej rozpoznawalna wśród turystów, choć raczej nie spotkasz tu tłumów. W tutejszych trattoriach z doskonałym, domowym jedzeniem, smaki Włoch poznawała Julia Roberts w filmie Jedz, módl się i kochaj. Do tego uroczego zakątka droga wiedzie przez Most Fabricio, wyspę na Tybrze z zamkiem Caetani i bazyliką Świętego Bartłomieja na Wyspie, a dalej przez most Cestio.
Na Trastevere przywitała mnie urokliwa zabudowa w odcieniach czerwieni i brązu. Stare dachy pokryte są już dziś wypłowiałą dachówką. To miejsca na idealny, romantyczny spacer ze swoją drugą połówką. Słońce ogrzewające twarze, piękna okolica, wspaniałe zabudowania, ciasne brukowane uliczki i mnóstwo rodzinnych knajpek, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Przed trattorią dziadek w kapeluszu, czytający gazetę, a wewnątrz syn i wnuk kontynuujący jego kulinarne dzieło. To, co wyróżnia tutejsze lokale, to autentyczność. W nich raczej nikt nie poda Ci pizzy (bo nie jest to rzymska potrawa), a kiedy zamówisz cappuccino po 11.00, kelner spojrzy na Ciebie spod byka, podając Ci je tylko dlatego, że jesteś turista. Skosztujesz za to wyśmienitych, robionych własnoręcznie past – tagliatelle, gnocchi, linguine czy orechiette, które nie zostaną sowicie polane gęstym sosem. Te, jak kiedyś przeczytałam w opinii turysty nieusatysfakcjonowanego włoską kuchnią, zostaną podane w taki sposób, jakby posłużyły ledwo do wytarcia garnka po sosie. Nie rozpływając się dłużej nad tutejszym jedzeniem – jest bardzo domowo, pysznie i bardzo rodzinnie.
Ponieważ Rzym był celem mojej podróży poślubnej, nie mogło obyć się bez romantycznego spaceru. Odbył się on właśnie po Zatybrzu i został wspaniale zapamiętany – przeze mnie i małżonka. W myślach wracam do tych ciasnych brukowanych uliczek wciśniętych między stare budynki. Z okien zwisały kwiaty i zielone pnącza. Nad wejściami do restauracji suszyły się czerwone papryczki, a przed pracowniami artystycznymi stały piękne rzeźby, kolorowa ceramika, zdobne ramy luster i obrazy lokalnych artystów. Wszechobecnymi elementami krajobrazu są tu skutery i powiewające nad głowami przechodniów pranie. Co ciekawe, na wielu tutejszych ulicach obowiązuje zakaz ruchu samochodowego, więc najlepiej zwiedzać je pieszo. Mnie nieustannie urzekały stare kamienice z drewnianymi okiennicami. Wychodząc z cudnych uliczek na małe placyki, odkrywaliśmy tutejsze zabytki. Nie było kolejek do kas biletowych, a fontanny nie były okupowane przez turystów z selfie-stickiem. Odwiedziliśmy kościółek Świętego Benedykta, Bractwo św. Jana Chrzciciela z Genueńczyków, piękne wnętrza Bazyliki św. Cecylii i XVI-wieczny kościół Santa Maria dell’Orto. Jednak najpiękniejszym miejscem, idealnym na dłuższy postój z gellato (tzn. pysznymi, włoskimi lodami) jest Piazza di Santa Maria in Trastevere. Na środku stoi fontanna o tej samej nazwie co plac, a tuż za nią, chyba najciekawszy budynek, jaki spotkałam w tej dzielnicy – Bazylika Santa Maria in Trastevere (warto zajrzeć do środka). Tuż obok niej stoi też Pałac św. Kaliksta.
Zatybrze to zdecydowanie najbardziej romantyczne miejsce, jakie odkryłam w Rzymie. Ma też artystyczną duszę. Przed podróżą do Rzymu czytałam z resztą, że kiedyś była to dzielnica bohemy artystycznej, która powoli otwiera się na turystów. Tutaj wychował się m.in. kompozytor muzyki filmowej, Ennio Morricone!
Dzielnica EUR – rzymskie centrum biznesowe
Nowoczesną twarz Rzymu najlepiej oddaje dzielnica mieszkaniowo-biznesowa EUR. Położona na południe od centrum miasta, została wybrana w latach 30. XX wieku, jako miejsce targów światowych w 1942 r. Benito Mussolini postanowił wykorzystać tę imprezę do uczczenia 20-lecia Marszu na Rzym, jednak ze względu na wybuch II wojny światowej, planowana wystawa nigdy się nie odbyła. Rozpoczęto za to budowę dzielnicy, która podczas wojny doznała poważnych szkód. Niedokończone i uszkodzone budynki odbudowano dopiero w latach 50. i 60., jako nowoczesne biura i siedziby administracji rządowej. Otoczono je parkami i ogrodami. Zabudowa doskonale oddaje obraz tego, jak wyglądałby Rzym, gdyby nie upadł włoski faszyzm.
Tutejsze okazałe gmachy z wapienia, tufu i marmuru są połączeniem stylu z czasów Cesarstwa Rzymskiego i nowoczesnej architektury. To zupełnie inna, modernistyczna, biznesowa twarz Rzymu. Będąc w EUR koniecznie zobacz Palazzo della Civiltà Italiana – Pałac Cywilizacji Włoskiej, znany jako Colosseo Quadrato (Kwadratowe Koloseum). Biały gmach lśni w południowym słońcu, a plac przed nim zdobią marmurowe posągi nawiązujące do różnych zawodów. Na szczycie marmurowego budynku widnieje pochwalny napis Naród poetów, artystów, bohaterów, świętych, myślicieli, uczonych, żeglarzy i wędrowców.
Na drugim końcu placu znajduje się Palazzo dei Ricevimenti e dei Congressi, czyli Pałac Kongresów. Mnie budowla wydała się nieco „ciężka”. Prostokątna podstawa z szeregiem cienkich kolumn i ustawiony na niej, wielki blok z półokrągłym zakończeniem.
Następna atrakcja dzielnicy EUR to Museo della Civiltà Romana, czyli Muzeum Cywilizacji Rzymskiej. Z zewnątrz wygląda trochę, jak długi i wysoki mur, bo prawie nie ma w nim okien. Światło wpada do środka przez świetliki w suficie. Dzięki temu zabiegowi, zwiedzanie muzeum ma niepowtarzalny, nieco mroczny klimat 😊.
Kolejny punkt „must see” to nowoczesna, betonowa bazylika św. Piotra i Pawła. W jej wnętrzach miała odbywać się wspomniana wystawa w 1942 r. i kiedy rozpoczęto jej budowę, nie zakładano, że będzie to obiekt sakralny. Taką decyzję podjęto dopiero po wojnie, w trakcie odbudowy dzielnicy. W 1955 r. otwarto ja dla wiernych. Budynek przykryto potężną kopułą, którą widać z niemal każdego miejsca w EUR.
Oprócz budowli z czasów Mussoliniego, w dzielnicy jest sporo nowoczesnych, przeszklonych biurowców. Charakterystycznym miejscem jest okrągły, „szklany” (pokryty szklaną powłoką) Palazzo dello Sport (Pałac Sportu), który powstał z okazji organizowanych w Rzymie Igrzysk Olimpijskich w 1960 r.
Któreś z tych miejsc jest Ci znane? Daj znać w komentarzu, jakie wrażenie zrobiły na Tobie! A może też jesteś odkrywcą i masz jakieś własne nieoczywiste miejsca w Rzymie? Koniecznie się nimi podziel!
Wieczne Miasto możesz zwiedzić z ITAKĄ, podczas Spaceru po Rzymie.