Na początku nie wydawało się, że ja i Ronda się zaprzyjaźnimy. Strome skały wąwozu, małe tapas bary z doskonałym winem i cały ten niesamowity klimat małego andaluzyjskiego miasteczka sprawiły, że stało się inaczej. Od mojej pierwszej wizyty w tym mieście mój związek z Rondą rokuje naprawdę świetnie😉.
Kiedy dojechałam do celu swojej wycieczki i wysiadłam na parkingu z turystycznego autokaru, nie zauważyłam nic szczególnego. Już prawie uwierzyłam w to, że Ronda jest jednym z tych małych miast, które zainwestowały sporo w odpowiednią reklamę, a w rzeczywistości niczym się nie wyróżniają. Jednak z każdym kolejnym krokiem – od parkingu w kierunku niskich budynków – udowadniałam sobie, w jakim byłam błędzie.
Wspaniałość tego miejsca docenił lata temu sam Ernest Hemingway, który w swoich książkach pisał o Rondzie, jako o mieście, do którego powinno się pojechać z kimś kogo się kocha. To prawda – jest tu szalenie romantycznie i trzeba naprawdę uważać, by nie wyjechać stąd bez części swojego serca. Ja na zawsze zostawiłam tu kawałek swojego…
Puente Nuevo – most z widokiem na wąwóz
To pierwsze miejsce, do którego dotarłam w drodze z turystycznego parkingu. Jest symbolem Rondy, zdobi pocztówki i magnesy, tak chętnie kupowane przez turystów. Puente Nuevo, bo o nim mowa, to po prostu „Nowy Most” na rzece Guadelevin. Co w nim szczególnego? Już spieszę z wyjaśnieniem! Po prostu – zapiera dech. Wywołuje też dreszcze. U mnie spowodował rodzaj turystycznej euforii. Jednocześnie nie mogłam się ruszyć z zachwytu i chciałam biegać jak szalona, żeby nasycić się tym miejscem. Do tego wszystko musiałam dokładnie sfilmować i sfotografować, bo jak opowiem o tym rodzicom, to po prostu nie uwierzą! Most zbudowano na wspomnianej rzece w 1784 roku, stoi na potężnych filarach, a z niego roztacza się spektakularny widok! Skalne, pionowe ściany wąwozu Tajo de Ronda mają 160 metrów wysokości, a szerokość wąwozu miejscami osiąga do 100 m! Nad przepaścią „wiszą” też urokliwe domki, w Hiszpanii zwane casas colgadas. Żadne słowa nie są w stanie oddać tego, jak niesamowicie to wygląda, dlatego spójrz na zdjęcia i zachwyć się – jak ja – pięknem tutejszego wąwozu. Ten naturalny cud dosłownie „rozrywa” Rondę na 2 części – południową, mauretańską La Ciudad i północną, chrześcijańską El Mercadillo.
Klimat Rondy
Nie da się ukryć, że to białe miasteczko (hiszp. pueblo blanco) ma niepowtarzalną atmosferę. Brak pośpiechu, ciepły wiaterek rozpieszczający swoimi podmuchami skórę, rozgrzaną południowym słońcem i unoszący się w powietrzu zapach pomarańczy. Drzewka cytrusowe zdobią tutejsze placyki, ukryte pomiędzy niskimi zabudowaniami. Kiedyś pewnie w tych budynkach, niedaleko mostu, mieszkali ludzie. Dziś zmienili swoje domy w restauracje i bary z maleńkimi tarasami i obłędnym widokiem na wąwóz. Turyści „zabijają się” w nich o stolik, a rezerwacje trzeba robić z dużym wyprzedzeniem. Wszystko ze względu na widoki, które się stąd roztaczają. Romantycznie zachodzące nad wąwozem słońce to – moim zdaniem – idealna sceneria na kolacje we dwoje w Rondzie.
Tutejsze uliczki zachęcają do spacerów – klimatyczne, średniowieczne, brukowane. Z balkonów i okien zwisają kwiaty, a hiszpańskie słońce przyjemnie muska skórę na karku. Miejscem, w którym należy zatrzymać się przynajmniej na chwilę, jest jeden z wielu tutejszych barów z hiszpańskimi przystawkami – tapas. Plastry lokalnej szynki, doskonałe oliwki, oliwa, świeże pieczywo, salsa z pysznych pomidorów… Ach, na samą myśl cieknie mi ślinka, zwłaszcza gdy wspomnę cudowne tinto de verano. To nic innego, jak czerwone wino z lemoniadą i plasterkiem cytryny – nic wykwintnego, ale w Rondzie smakowało niczym ambrozja – napój (hiszpańskich) bogów!
Ronda – ojczyzna współczesnej korridy
W tym andaluzyjskim pueblo blanco solidne korzenie zapuściła tauromachia, czyli sztuka korridy. W Rondzie rozsławił ją jeden z największych torreadorów hiszpańskich – Pedro Romero, któremu przypisuje się też wymyślenie jej współczesnej wersji. Podobno to właśnie Romero zszedł, podczas walki z bykiem, z grzbietu konia i walczył stojąc na ziemi. Od tamtej pory matadorzy na arenie – tańcząc ze śmiercią – odgrywają razem z rozwścieczonym zwierzęciem spektakl dla osób zgromadzonych na widowni.
Zwiedzając miasto po prostu trzeba zajrzeć do największej i najstarszej areny do korridy w Hiszpanii. Plaza de Toros Real Maestranza de Caballería powstała w XVIII wieku i można ją zwiedzić w całości – przespacerować się po arenie i widowni, zajrzeć ‘za kulisy’, gdzie przed widowiskiem trzymane są zwierzęta, areny ćwiczebne czy ‘schrony’, do których uciekają przed bykami matadorzy. Jeśli lubicie tego typu rozrywki, to korrida jest tu nadal żywa. Do mnie rozjuszanie byka dla rozrywki raczej nie przemawia, ale bardzo spodobało mi się muzeum korridy, w którym zobaczyłam sporo ciekawych rysunków, grafik, obrazów, a także zdobione kostiumy matadorów. Najciekawsze – moim zdaniem – miejsce w muzeum korridy, nie ma z nią nic wspólnego. Chodzi o niewielką wystawę poświęconą broni i pojedynkom, w tym honorowym. O nich mogłeś przeczytać w rodzimej literaturze (Domeyko i Doweyko w „Panu Tadeuszu” A. Mickiewicza), nic więc dziwnego, że gorącej krwi Hiszpanie również walczyli między sobą, by ocalić swoje dobre imię. Co ciekawe – podobno pojedynkowały się również kobiety!
Co jeszcze zobaczyć w Rondzie?
Choć to niewielkie miasto, to jest tu całkiem sporo do zobaczenia! Poniżej lista atrakcji, na które warto zwrócić uwagę podczas wizyty w Rondzie.
- Casa del Rey Moro, czyli XVIII-wieczny pałac, z dwoma bardzo ciekawymi punktami. Pierwsza to tzw. Kopalnia Wody, czyli wydrążone w skałach podziemne korytarze, schody i jaskinie prowadzące do źródeł wody. Druga to Sala de Secretos, czyli Komnata Sekretów. Wyróżnia ją niesamowita akustyka, która pozwala osobom ustawionym przy przeciwległych ścianach usłyszeć swój szept, natomiast osoby stojące na środku Sali nie słyszą zupełnie nic.
- Plaza Duquesa de Parcent – urokliwy plac, przy którym stoi gotycki kościół Iglesia de Santa María la Mayor. Świątynię wyróżnia wieża z ośmioboczną dzwonnicą.
- Palacio de Mondragón – pałac, który w XI wieku był siedzibą władców niezależnego królestwa muzułmańskiego Taifa de Ronda. Warto wyjść do ogrodu – nie tylko ze względu na piękną roślinność. Roztaczają się stąd wspaniałe panoramiczne widoki na miasteczko.
- renesansowy Palacio de Salvatierra ze strzelistymi kolumnami i dwoma figurami, na których głowach wsparte jest trójkątne zwieńczenie budowli.
- Puerta de Almocábar – kamienna brama z XIII wieku i pozostałości po murach miejskich.
- Murallas de La Cijara – mury obronne, które broniły dostępu do miasta od strony zbocza. Zostały zbudowane w XII wieku, ich najpiękniejszym – moim zdaniem – punktem jest Puerta de la Cijara, czyli brama w charakterystycznym kształcie arabskiej podkowy.
W Rondzie nie sposób się nudzić. Wspaniałe widoki, romantyczne zaułki, klimatyczne kawiarnie serwujące specjalności kuchni andaluzyjskiej i hiszpańskiej, a do tego całe mnóstwo zabytków! Najlepiej wybrać się do miasta podczas pobytu na Costa del Sol, czyli „Wybrzeżu Słońca”. Zwiedzanie tego urokliwego pueblo blanco ma w swojej ofercie wycieczek fakultatywnych SeePlaces – KLIK.